Rozdział IV
Ucieczka
Proponowany podkład: The Quiet Kind - In front of you
Wpadające przez odsłonięte okno promienie
słońca obudziły Artura. Chłopak przeciągnął się w łóżku i lekko otworzył oczy. No tak - pomyślał - zapomniałem opuścić rolety.
Przez kilka kolejnych minut próbował ponownie wśliznąć się w ramiona Morfeusza,
jednak gdy dotarło do niego, że nie ma to większego sensu, usiadł i przetarł
oczy. Spojrzał na zegarek, w którym właśnie włączył się sygnał informujący o
wybiciu pełnej godziny. Była szósta. Artur ziewnął przeciągle i rozejrzał się
po pokoju. Od razu zauważył leżące w rogu kartony i przypomniał sobie, że
późnym wieczorem zabrał się za rozpakowywanie swoich rzeczy. Stojący przy oknie
regał zasilany już był w różnorodne książki, głównie przygodowe, z szafy wystawały
nierówno poukładane ubrania, a w honorowym miejscu, tuż nad biurkiem, mieściła
się cała kolekcja jego ulubionych strzelanek. Jednak to nie było wszystko.
Nastolatek rozglądał się wokół, czegoś mu brakowało, nie mógł zlokalizować
jakiegoś cennego przedmiotu. Po cichu wstał na równe nogi i na palcach wyszedł
na korytarz, by nie zbudzić pozostałych domowników. Zabrał się za przeglądanie
stojących tam, jeszcze pełnych, pudeł. Odetchnął z ulgą, gdy w jednym z nich
znalazł średniej wielkości skrzynkę. Szybko ją wyciągnął i wrócił do swojego pokoju.
Skoczył na łóżko i otworzył szkatułkę. W środku znajdowały się kolorowe
kamienie różnej wielkości. Do każdego przyklejony był numer, mający swój
odpowiednik na dołączonej do nich liście z nazwami minerałów w czarnym
notesiku. Poza nimi, w przezroczystym woreczku foliowym, zapakowane były jakieś
ususzone rośliny. W przeciwieństwie do skał, nie były one w żaden sposób
oznakowane. Artur zamknął skrzynkę i palcem przejechał po wygrawerowanym na
niej napisie: Dla Alicji. Matka pasjonowała się różnymi tego typu skałami.
Uwielbiała prowadzić amatorskie wykopaliska archeologiczne, głównie w ogródku.
To dlatego teren ich działki za domem wyglądał, jakby mieli problem z wyjątkowo
złośliwym kretem. Gdy już udawało jej się wydobyć jakieś kamienie, wracała do
domu, brała obszerny tom przewodnika z dokładnymi opisami różnych skał, siadała
w swoim fotelu i szukała informacji na temat zdobyczy. Co prawda o większości z
nich nie było nawet najmniejszej wzmianki - musiały się na nie składać bogate
mieszaniny minerałów, ale kobieta i tak zachowywała je przez wzgląd na sentyment
i ich dość okazały wygląd. W takim przypadku sama wymyślała nazwy i zapisywała
je w notesiku. Teraz wszystkie te kamienie przechowywał Artur, jako jedną z
najlepszych pamiątek po mamie - oczywiście nie licząc zdjęć z rodzinnego
albumu, ulubionych perfum Alicji i kaset wideo z nieobejrzanymi jeszcze przez
nią odcinkami kultowych seriali. Swoje zaległości miała nadrobić po powrocie ze
szpitala, ale… nie było jej to dane.
Chłopak jeszcze na moment uchylił wieko
skrzynki i wziął do ręki duży, błękitny okaz. Należał do ulubionych minerałów
Alicji. Nie było w tym nic dziwnego, zważywszy na jego strukturę. Artur
podniósł go na wysokość głowy i przyglądał się idealnie przechodzącym przez
jego środek promieniom światła. Każda drobina słońca przedzierała się przez
grubą warstwę różnorodnych, doskonale się uzupełniających minerałów, które
zlewając się w jedno tworzyły coś niezwykłego. Nastolatek po raz kolejny
pogrążył się w rozmyślaniu o swojej matce, kobiecie, której odebrana została
szansa na spokojne życie z rodziną, realizowanie własnych pasji. W końcu, po
długich przemyśleniach odłożył kamień na miejsce i zamknął kufer. Nie -
pomyślał, nie mógł już dłużej się zadręczać. Alicja by tego nie chciała. Był o
tym przekonany. Miał nauczyć się żyć na nowo, tym razem - bez niej. Wiedział,
że będzie to trudne, ale musiał sobie z tym poradzić. Wyprostował się, wziął
głęboki oddech i przeszedł do łazienki. Zdjął pidżamę i wszedł pod prysznic, by
trochę się odprężyć i zmyć z siebie nie tyle resztkę snu, co niepokojących go
przeczuć. Oprócz dręczących go wspomnień związanych z matką, nie mógł także
zapomnieć o wypadku mającym miejsce ubiegłego wieczoru. Przed oczami Artura
znowu ukazały się obrazy uciekającej grupy nastolatków i wwożonego do karetki
nieprzytomnego mężczyzny. Wciąż słyszał ten przerażający krzyk. Nie miał
najmniejszych wątpliwości, że tamta zgraja miała z tym coś wspólnego. Jakby
tego było mało, jeden z jej członków widział Artura i zapewne teraz jest święcie
przekonany o zagrożeniu ze strony chłopaka. W końcu jego zeznania mogłyby ich
pogrążyć. Nastolatek zakręcił wodę i przez chwilę stał w bezruchu. Właśnie zdał
sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa. Co prawda nie miał żadnych
informacji o stanie zdrowia rannego, nie wiedział nawet czy jeszcze żyje, ale
skoro dopuścili się takiej zbrodni, równie dobrze mogli uciszyć świadka
zdarzenia. Ale to przecież niemożliwe. Był bezpieczny, na pewno. Artur wytarł
się ręcznikiem, umył zęby i wrócił do swojego pokoju. Otworzył szafę i
wyciągnął z niej czarną bluzkę na krótki rękaw i ciemne, materiałowe spodenki.
Gdy już się przebrał, sięgnął po komórkę. Za jakieś pół godziny jego ojciec
powinien już biegać po domu i szykować się do wyjścia... No tak, znowu to samo,
złapał się na tym, że zapomniał o przeprowadzce. Teraz Wiktor jest na
dwutygodniowym urlopie, ale nie wiedział co będzie dalej. Możliwe, że zacznie
dojeżdżać do pracy, w końcu to tylko godzina jazdy, choć równie dobrze może
znaleźć posadę na miejscu. Choć bardziej prawdopodobna była pierwsza opcja.
Przecież jest jeszcze Sara. A ona na pewno przekona ojca, żeby nadal pracowali
razem. Mogliby spędzać ze sobą tyle wolnego czasu... oczywiście ku uciesze
rudowłosej pielęgniarki.
Artur wszedł do kuchni. Z lodówki wyciągnął
jogurt i podszedł do okna. Wpatrywał się w coraz to wyżej wznoszące się słońce,
w zwiastującą nadejście nowego dnia gwiazdę. Chłopak zaczął o czymś intensywnie
myśleć. Powoli układał w głowie plan na to, jak przestać wegetować i zacząć czerpać
radość z życia na nowo. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że nie przyjdzie
mu to zbyt łatwo, ale w końcu uda mu się osiągnąć cel. Nawet jeżeli na początku
będzie oszukiwał samego siebie, kiedyś uda mu się wrócić do normalności.
Powinien zacząć od rzeczy drobnych, mało istotnych i stopniowo zwiększać
„poziom trudności”. Tylko w ten sposób uda mu się stworzyć imitację życia
szczęśliwego nastolatka. Na "dobry" początek postanowił wybrać się na
spacer po mieście, poznać swój nowy dom. Wziął ostatni łyk malinowego jogurtu,
a pojemnik po nim wyrzucił do stojącego obok kosza na śmieci. Założył czarne
tenisówki. Od śmierci matki ten kolor stał się jego ulubionym. Ciemna barwa
najlepiej odzwierciedlała też stan jego duszy, pogrążonej w otchłani smutku i
bólu. Ale przecież niebawem miało się to zmienić, obiecał to sobie. Przez
chwilę wahał się, ale w końcu cofnął się kilka kroków w przedpokoju, uchylił
ciemnobrązowe drzwi i zajrzał do pokoju Wiktora. W końcu to jego tata,
wiedział, że nie będzie mógł długo się na niego gniewać. Kochał go, a lista
osób, które darzył podobnym uczuciem niestety nie była zbyt długa, w dodatku po
śmierci matki nieco się skróciła, dlatego tym bardziej powinni się pogodzić. Z
pewnością naprawione relacje z ojcem pomogłyby mu odzyskać spokój i radość z
życia. I wtedy to zobaczył. Nie mógł uwierzyć, że do tego doszło. W łóżku ojca
leżała Sara, a on sam wtulony w poduszkę, lekko obejmował ją swym ramieniem.
Artur stał jak wryty. Nie wiedział, co ma zrobić. Oczywiście domyślał się, że
kiedyś to nastąpi, ale dzień po przeprowadzce?! Nie, tego było już za wiele.
Nastolatek trzasnął najpierw drzwiami do sypialni Wiktora, a potem drzwiami
dzielącymi go od świeżego powietrza. I pomyśleć, że dopiero co chciał pogodzić
się z ojcem. Nastolatek włożył w uszy słuchawki od telefonu, włączył jedną z
piosenek zespołu Linkin Park i zaczął biec. Biegł bez opamiętania, ledwo łapał
oddech. Chciał znaleźć się jak najdalej od
mieszkania. Od mieszkania, od ojca i od tej bezwstydnej Sary. To miał być jego
nowy dom?! Nowe życie?! LEPSZE życie?!
Artur zatrzymał się dopiero w bramie parku
miejskiego. Podszedł do oddalonej o kilka metrów ławki, usiadł na niej i
schował twarz w dłoniach. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec mu to zrobił,
dlaczego go zdradził? I to po raz kolejny. Czemu nic nie szło po jego myśli? Co
robił nie tak? Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Na ekranie komórki wyświetlił się
numer Wiktora. Nastolatek bez namysłu odrzucił połączenie. Nie miał ochoty z
nim rozmawiać, słuchać jego żałosnych usprawiedliwień. Bo tego co zrobił nie da
się usprawiedliwić w żaden sposób. Nieważne co powie, nieważne co zrobi - i tak
jest już u niego skreślony. Wybrał Sarę, zrezygnował z własnego syna... Dla
chłopaka było to oczywiste. Siedział tak pochylony, wpatrzony w asfaltową drogę
prowadzącą do okazałej fontanny. Po paru minutach po raz pierwszy rozejrzał się
w około. Uświadomił sobie jak mizernie i głupio musi wyglądać, siedząc tak w
bezruchu i wpatrując się w ziemię. I właśnie wtedy ją zobaczył. Siedziała na
ławce naprzeciwko niego. Miała długie, czarne włosy i jasne oczy. Tylko tyle
był w stanie zaobserwować w tej odległości. No i jeszcze ten uśmiech...
Nastolatek westchnął, gdy zorientował się, że dziewczyna nie była sama.
Towarzyszył jej... Artur zamarł. To niemożliwe. Był to ten sam chłopak, który
dzień wcześniej zobaczył go na balkonie. Teraz siedział naprzeciw niego i w
każdej chwili mógł zauważyć jego obecność. Artur przełknął głośno ślinę.
Wiedział, że musi stamtąd jak najszybciej uciekać. Ciągle miał przed oczami
zakrwawioną szyję mężczyzny, na którego napadli. Chciał jak najszybciej zniknąć
z pola widzenia nieznajomego. Chwycił się poręczy, żeby było mu łatwiej wstać,
jednak gdy tylko przeniósł ciężar ciała na nogi, te zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa
i mimowolnie się trząść. Przysiadł jeszcze na moment i spróbował podnieść się
po raz drugi. Co prawda kończyny nadal miał jak z waty, ale jakoś dawał radę.
Był dobrej myśli. Uda się. Musi się udać. Przecież nie przeprowadził się do
nowego miasta tylko po to, by następnego dnia zginąć z rąk jakiegoś
niezrównoważonego psychicznie chłopaka. Bo tylko tak można było logicznie
wytłumaczyć jego zachowanie. Artur skręcał właśnie za jedno z rozrośniętych
drzew, gdy usłyszał znany już głos:
- Hej,
czekaj no.
To on poprzedniego wieczoru uciszał swojego
przyjaciela, to jego właściciel go zauważył i najwidoczniej rozpoznał.
Nastolatek zastygł w bezruchu. Chciał uciekać, ale wiedział, że stawianie oporu
nie ma sensu. To by go tylko wyprowadziło z równowagi - pomyślał. A takich
ludzi lepiej nie denerwować. Chociaż może wcale go nie rozpoznał? Może wziął go
za zwykłego przechodnia i chce o coś poprosić? Artur wzdrygnął się. Poczuł, że
ktoś chwyta go za ramię.
- To
ty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz