wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział III

Rozdział III
Przebudzenie

Proponowany podkład: Ed Sheeran - This

Maks zszedł na dół. Słońce doskonale oświetlało już kuchnię, a Oskar domagał się wyjścia na dwór. Na stole leżała kartka, na której widniała krótka wiadomość zapisana żelowym długopisem: „Poszliśmy na zakupy. Wrócimy około 13.” Chłopak zagwizdał do psa, wyprowadził go na werandę i otworzył tylne drzwi prowadzące do ogródka. Nie zdążył się obejrzeć, a po jego pupilu nie było już śladu. Nastolatek stanął na małym tarasie widokowym, oparł się o jego ogrodzenie i spojrzał w niebo. Słońce widniało już wysoko na niebie. Musiało być naprawdę późno. Maks zaciągnął się świeżym powietrzem, po czym wrócił do domu i spojrzał na zegarek. Obie wskazówki uniesione były ku górze i wskazywały dwunastą. Wszystko jasne - pomyślał i zaśmiał się w duchu. Otworzył lodówkę i wyjął z niej kawałek kiełbasy. Na blacie kuchennym, w papierowej torebce, leżały świeże bułki. Chłopak nie należał do osób lubiących bawić się w przygotowywanie jedzenia, zdecydowanie wolał je spożywać i to w jak najprostszej postaci. Usiadł przy stole, odgryzł pierwszy kęs i sięgnął po leżącą na parapecie komórkę. Miał jedną nieodebraną wiadomość. Diana - uśmiechnął się, gdy tylko zobaczył, kto jest jej nadawcą. Na chwilę zapomniał o całym świecie, łącznie z nurtującymi go problemami. "Spotkamy się w Smoku? ;*" Maks sprawdził godzinę wysłania wiadomości. Skrzywił się lekko, gdy na jej początku zobaczył dziewiątkę i jak najszybciej odpisał: "Przepraszam skarbie, dopiero się obudziłem. Nadal aktualne?" Nacisnął przycisk „Wyślij” i niepewnie czekał na odpowiedź. Oby się nie obraziła - pomyślał. Po chwili rozbrzmiał krótki sygnał. "Już myślałam, że coś się stało. Oczywiście, że aktualne. ^^ 13 pasuje?" Nastolatek odetchnął z ulga i zerknął na zegar. Miał około pół godziny. "Da się zrobić." - odpisał i od razu zaczął się przygotowywać. Wziął szybki prysznic, przebrał się... Po dziesięciu minutach był już gotowy do wyjścia. Wpadł jeszcze na chwilę do kuchni i na kartce, którą wcześniej zostawili jego rodzice, dopisał: "Jestem z Dianą. Nie wiem, o której wrócę. W razie czego dzwońcie." Pozamykał za sobą drzwi, pożegnał się z psem i po wyjściu na ulicę, zatrzasnął furtkę.
Na miejsce dotarł o umówionej godzinie. Już przed barem usłyszał jedną ze swoich ulubionych piosenek The Fray. Rozejrzał się wokoło, ale po jego dziewczynie nie było ani śladu, wszedł więc do środka knajpy. Od razu ją zauważył. W końcu nie widział poza nią świata. Znali się już tak długo, od podstawówki, i zawsze mieli ze sobą dobre relacje. Choć mogło to brzmieć banalnie naprawdę mówili sobie o wszystkim. Zaprzyjaźnili się dopiero w gimnazjum, które oboje wybrali, a z czasem coraz bardziej się do siebie zbliżali. Wkrótce po tym jak Maks wyjawił jej kim jest - zostali parą. Doskonale go rozumiała. Sama też zmuszona była do ukrywania swej prawdziwej natury.
 - Cześć skarbie. - Nastolatka wstała od stołu i podeszła do swojego chłopaka. Maks objął ją lekko w talii i pocałował w policzek. Wziął głęboki wdech. Uwielbiał lawendowy zapach jej ciemnych, blond włosów.
 - Przepraszam, że musiałaś tyle czekać na moją odpowiedź - nastolatek spuścił głowę. Nie cierpiał, gdy sprawiał dziewczynie przykrość.
 - Oj głuptasie, przecież nic się nie stało. - Diana podniosła brodę chłopaka i spojrzała prosto w jego ciemnobrązowe oczy. Nie zawsze były w tym samym odcieniu, jednak znała go wystarczająco dobrze, by móc podziwiać wszystkie odsłony tego spojrzenia. Po chwili nieoczekiwanie wyrwała się partnerowi, odwróciła głowę do tyłu i dodała:
 - Chociaż z drugiej strony...
Maks przymrużył oczy i pokręcił głową. Ponownie złapał dziewczynę w pasie i zaczął szeptać do jej ucha, jednocześnie kołysząc się lekko w rytmie muzyki lecącej z wiszących przy suficie głośników.
 - Lubisz się ze mną droczyć, prawda?
 - Nawet nie wiesz jak bardzo - odparła i wyśliznęła się z jego objęć. Wróciła do stolika, a po chwili dołączył do niej chłopak. Siedzieli pochyleni nad stołem i czule wpatrywali się w siebie nawzajem. Jako pierwsza odezwała się Diana.
 - Jak się czujesz? - spytała i nieznacznie wyciągnęła dłoń w stronę nastolatka.
 - Dobrze, nawet bardzo. - Maks nie spodziewał się tego pytania. Zaczął się bacznie przyglądać dziewczynie.
 - Doskonale wiesz, że nie o to pytam. Ostatnia pełnia nie daje mi spokoju. Co takiego się wydarzyło, że nie przeszliście przemiany?
 - Przecież nie znam odpowiedzi na to pytanie. Gdybym znał prawdziwy powód, przynajmniej wiedziałbym komu za to dziękować. A może nikt za tym nie stoi? Może po roku praktykowania likantropii po prostu wyczerpał się mój limit?
 - Maks, to żadne wytłumaczenie. Przecież pozostali siedzą w tym znacznie dłużej i wszystko grało do ostatniej pełni.
 - Wszystko grało? Diana, a może to właśnie dopiero teraz wszystko zaczyna grać? W końcu czym sobie na to zasłużyliśmy, żeby co miesiąc się w nie zamieniać? - Maks nie musiał nazywać wszystkiego po imieniu. Jego dziewczyna znała cały problem i niejednokrotnie próbowała ulżyć mu w cierpieniu.
 - Nie powinieneś patrzeć na to w ten sposób. Nie mamy wpływu na to, kim jesteśmy. A o tym wiem już co nieco. - Diana zmieniła ton mówienia. Nie podobał jej się sposób, w jaki myślał nastolatek. Sama nie była w pełni normalnym człowiekiem, przez co niejednokrotnie miała problemy. Zawsze starała się jednak zapamiętywać tylko dobre chwile i w końcu udało jej się zaakceptować swoją naturę. Myślała, że Maks jest tego samego zdania, ale wszystko wskazywało na to, iż po tym, jak jego problem zniknął, zmienił się światopogląd chłopaka. I właśnie to sprawiało Dianie największą przykrość.
Po chwili nastolatek zrozumiał, o co chodziło dziewczynie. Zrobiło mu się głupio, tak naprawdę nie chciał sprawić jej przykrości. Wyciągnął przez stół rękę i delikatnie objął leżącą na nim dłoń Diany.
 - Przepraszam - wyszeptał. - Wcale tak nie myślę.
 - Naprawdę? - Maks spojrzał w przeszklone oczy dziewczyny.
 - To znaczy… Zrozum, przeszło rok temu byłem zwyczajnym chłopakiem z problemami ograniczającymi się do klasówki z biologii w następnym tygodniu. Aż tu nagle skończyłem szesnaście lat i okazało się, że jestem tym, kim jestem. W twoim przypadku wyglądało to trochę inaczej. Od urodzenia wiedziałaś o swojej nadprzyrodzonej mocy, miałaś czas, by do pewnych rzeczy dojrzeć, zaakceptować samą siebie. Diana, siedzisz w tym o wiele dłużej. - Siedemnastolatek starał się jak najbardziej zaakcentować ostatnie słowa.
 - Dobrze, w pewnym sensie cię rozumiem. Nie mam pojęcia, jak zareagowałabym na te zmiany, będąc na twoim miejscu. - W tym momencie dziewczyna uśmiechnęła się lekko do Maksa. - Może zmieńmy już temat, nie mówmy o tym. Bo jeszcze wykraczemy. Nie ma się co martwić na zapas. Może faktycznie ta przygoda się dla ciebie skończyła. - Przetarła oczy.
 - Chyba nie chcesz zalać tej knajpy?
- Ależ nie śmiałabym. Chociaż sam przyznasz, że jestem do tego zdolna... - mówiła już nieco rozpogodzona, udawanym, poważnym tonem.
- No pewnie, co to jest dla takiej beksy...
 - Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
 - Tak, tak tylko mówię. Nie tylko ty lubisz się podroczyć - Diana ubóstwiała jego uśmiech.
 - Czemu mi się tak przyglądasz? - spytał Maks zaciekawiony.
- Wiesz, lubiłam tą twoją zwierzęcą naturę - mówiąc to, Diana uniosła lekko lewą brew.
 - Lubiłaś? To znaczy, że już przestałaś? Nie rozpędzaj się. Może jeszcze kiedyś zobaczysz we mnie drapieżną bestię - zaśmiał się Maks.
 - Lepiej nie. Obserwowanie tego, jak się przemieniasz, nie jest zbyt miłym doznaniem, uwierz mi.
 - Domyślam się, w końcu brzydal ze mnie - na twarzy Maksa pojawił się łobuzerski uśmieszek. Nagle ktoś oparł swoje dłonie na jego barkach i pochylił się nad nim.


Proponowany podkład: Ben Howard - The wolves

 - Wiedziałem, że was tu znajdę. Zakochane ptaszynki. - Chłopak miał na sobie jasne jeansy, a spod rozpiętej jasnoróżowej koszuli w kratkę wystawała prosta, biała bluzka. Na szyi miał wiszącą na rzemyku srebrną zawieszkę w kształcie głowy wilka. W ręce trzymał zwiniętą gazetę.
 - Sebastian, co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona i nieco zirytowana dziewczyna. Nie znosiła, gdy przychodził w momentach takich jak ten, jeszcze z tym uśmiechem na twarzy. Zupełnie jakby robił to specjalnie.
 - Właśnie, chyba nie umawialiśmy się dzisiaj na nic? - dodał równie zaskoczony Maks. - Przynajmniej nic sobie nie przypominam.
 - To dobrze. Zdziwiłbym się, gdybyś pamiętał rozmowę, której nie było - odparł blondyn, a po chwili zwrócił się do obojga. - Rozumiem, że nie czytaliście dzisiejszej gazety? - Rzucił prasę na stolik i wskazał wytłuszczony tytuł na pierwszej stronie. Nastolatek przeczytał na głos nagłówek artykułu:
 - Zabójstwo z premedytacją! Mężczyźnie poderżnięto gardło. - Oczy zakochanych spotkały się, a potem skupiły się na Sebastianie. - O co w tym chodzi?
 - Czytaj dalej, zaraz wszystkiego się dowiesz - powiedział chłopak i odesłał ich do dalszej lektury.
 - Wczoraj późnym wieczorem, około godziny dziesiątej, w nowej dzielnicy naszego miasta, napadnięto na Andrzeja D. Mężczyzna trafił do miejskiego szpitala z poważnymi obrażeniami szyi w bardzo ciężkim stanie. Mimo natychmiastowej interwencji lekarzy nie udało się nic zrobić. Zmarł w dwie godziny od wypadku. Policja nie ujęła jeszcze sprawców, jednak w okolicach miejsca zbrodni widziano uciekającą grupę nastolatków. Prawdopodobnie ma ona jakiś związek ze sprawą. Jeżeli ktoś posiada informacje mogące pomóc w śledztwie, prosimy o kontakt z redakcją naszej gazety lub bezpośrednio z policją. - Chłopak rzucił lekko gazetę na stół. - To jakiś żart? - zapytał po chwili Maks i wymienił z przyjacielem porozumiewawcze spojrzenie.
 - No nie, znowu?! Nie cierpię, kiedy to robicie - zirytowana Diana splotła ręce na piersiach. - Szkoda, że akurat ten nawyk wam został.
 - Przepraszamy. Pomyśleliśmy, że powinniśmy pogadać z resztą.
 - Uważacie, że chodzi właśnie o nich? - upewniała się dziewczyna, choć wydawała się dobrze znać odpowiedź.
- Diana, a ktoś inny przychodzi ci do głowy? Może to nie jest ich sprawka, ale z pewnością poznamy w ten sposób więcej szczegółów. Jak by nie było, ich przyciąganie uwagi nie jest nam na rękę.
 - W takim razie na co czekamy? - rzuciła dziewczyna i zdjęła swoją torbę z oparcia krzesła.
 - Zaraz, chcecie iść do nich teraz? - wtrącił Sebastian i opuścił ramiona w geście rezygnacji.
 - A nie po to pokazałeś nam ten artykuł? - odparł Maks. Z reguły to on rozpatrywał wszelkie za i przeciw. Spontaniczność i porywczość były raczej cechami charakterystycznymi dla jego przyjaciół. Tym bardziej dziwiła go niechęć blondyna.
 - No tak, ale… dzisiaj? - Na twarzy Sebastiana pojawił się grymas. - Naprawdę teraz chcecie do nich iść? W taką pogodę psuć sobie humor z powodu grupy imbecyli, którzy jak zawsze muszą być w centrum uwagi?
 - O proszę, chcesz powiedzieć, że jest więcej takich jak ty? - spytała zadziornie Diana. Ich relacje od początku opierały się na podobnych, nieco złośliwych uwagach. Dla osób trzecich mogło to wyglądać jak flirt. Jednak czy było tak naprawdę, czy też - jak sami twierdzili - tak bardzo się nie lubili, Maks nigdy się nie dowiedział. W końcu gdy dołączył do tej paranormalnej grupy, oboje dobrze się już znali, a Diana zawsze zmieniała temat, gdy chłopak wypytywał o swojego przyjaciela. Sam Sebastian reagował podobnie.
 - Nie myśl nad tym za długo, bo za szybko posiwiejesz - odgryzł się nastolatek.
 - Spokojnie, nie mam póki co w planach starości. A jak…
 - A jak zobaczysz biały włos, machniesz różdżką i znowu będziesz ciemną blondynką - skończył Sebastian.
 - Dokładnie - Diana uniosła jedną brew.
 - Dobra, wystarczy. Nie o tym mieliśmy rozmawiać, pamiętacie jeszcze? - wtrącił się Maks.
 - Jasne, proponuję odpuścić sobie dzisiaj. Za dużo się nie zmieni w przeciągu jednego dnia, za to my będziemy mogli nieco dłużej pocieszyć się brakiem problemów.
 - Diana, co o tym myślisz?
 - Dokopać starym znajomym zdążymy zawsze. Skoro nasz kolega wilczek nie jest dziś w formie, jutro ich odwiedzimy - odparła dziewczyna.
Sebastian pozostawił jej wypowiedź bez komentarza. Wiedział, że dalsza rozmowa nie miałaby większego sensu. Nastolatka lubiła stale podkreślać swoją wyjątkowość i najwyraźniej uważała, że z tego powodu to jej zdanie jest najważniejsze. Poza tym uwielbiała być w centrum uwagi.
 - W takim razie pójdziemy do nich jutro - zadecydował Maks.
Sebastian przysiadł się do przyjaciół. Przez następne pół godziny żadne z nich się nie odezwało. Słuchali znanych i lubianych piosenek, puszczanych przez właściciela knajpy, przyglądali się odwiedzającym bar ludziom. Maks wyczuwał od nich różnorodne emocje. Radość, podniecenie, smutek, rozgoryczenie. Oczywiście przysłuchiwanie się osobom zakochanym i będącym w dobrym humorze było o wiele przyjemniejsze i gwarantowało miłe doznania. Niestety nie wszyscy byli tak zadowoleni z życia. Chłopakowi udało się namierzyć także paru nieszczęśników, którzy próbowali zatopić własne smutki w alkoholu. Ich negatywne odczucia przyprawiały nastolatka o ból głowy. W takich chwilach niemal żałował tego, że poszedł inną drogą, nie oddał się w pełni swej dzikiej naturze, tak, jak postąpili jego znajomi. Niewykluczone, że byłoby mu wtedy o wiele łatwiej. Chociaż z drugiej strony z opowieści Sebastiana można było wywnioskować, że bycie nieokiełznaną, pozbawioną samokontroli bestią nie jest tak zabawne. Tak, zdecydowanie współodczuwanie emocji innych ludzi było łagodniejszym ciężarem niż ludzkie życia na sumieniu. Nigdy nie powinien w to wątpić, przecież to oczywiste…
- Sebastian... - Diana przerwała ciszę i wskazała na twarz Maksa. Z jego nosa leciała krew. Brunet przymknął oczy i oparł głowę o stół. W tym samym momencie Sebastian złapał się za głowę. Pod swoimi palcami czuł mocno pulsujące skronie. Ból trwał krótko, ale był na tyle wyraźny, że chłopak od razu zrozumiał, co dolegało przyjacielowi i co chciał mu w ten sposób przekazać. Nie ukrywając zdziwienia, spojrzał na Dianę. Nachylił się i udając, że zawiązuje but , wyszeptał pod nosem:
 - Diana, musimy stąd wyjść niezauważeni. Wymyślisz coś? - Blondyn miał bardzo poważny głos.
 - Jasne. Daj mi tylko chwilę. Ale powiesz, co się dzieje?
 - Wygląda na to, że Maks niebawem rozpocznie przemianę…
 - Żartujesz sobie ze mnie?! Teraz?! Przecież to się nie trzyma…
 - Tak wiem, ale zacznij działać. Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli dużo czasu. - Dziewczyna wyprostowała się i zamknęła oczy. Na jej twarzy malowało się skupienie. Zaczęła szeptać jakieś niezrozumiałe dla Sebastiana słowa. Po chwili wszystko zamarło. Muzyka ucichła, ludzie znieruchomieli. Tylko Diana i jej przyjaciele byli w stanie się poruszać.
 - Gotowe - zakomunikowała Diana. Z jej twarzy można było wyczytać, że nie jest jej łatwo kontrolować się w tej chwili. - Pomóc ci? - zapytała po chwili, widząc, jak znajomy zarzucał na ramię już nieprzytomnego Maksa.
 - Właściwie to tak. Ale jak wróci do domu. Mogłabyś dopilnować, żeby zrzucił parę kilo - zaśmiał się chłopak.
 - Bardzo śmieszne - podsumowała zirytowana nastolatka. Czasami zastanawiała się nad tym, czy w ogóle zdarza mu się być poważnym.
 - A tak na serio, mogłabyś skołować...
 - Dobra, nie musisz kończyć. Trochę czasu już w tym siedzę. Wiem czego potrzebujecie w przypadku przemiany.
 - To pewnie wiesz też, co by było, gdybyśmy nie odkryli właściwości tego zielska.
Diana skrzywiła się. Nigdy o tym nie myślała. Cieszyła się, że chłopcy znaleźli sposób przynajmniej na częściowe zwalczanie w sobie dzikiej natury.
 - Przygotować też porcję dla ciebie? - Dziewczyna szybko odbiegła od tematu. Wolała być dobrej myśli.
 - Tak, prosimy to co zwykle, dwa razy... W końcu przezorny zawsze ubezpieczony. A, i oczywiście na wynos - odparł Sebastian. - Według Maksa zrobiłem duże postępy, więc tym razem może się udać. A tak w ogóle masz je przy sobie?
 - Proszę cię, a znasz jakąś czarownicę, która nie byłaby przygotowana na wszystkie okoliczności? - Nastolatka posłała mu pewne spojrzenie.
 - Właściwie, nie znam żadnej oprócz ciebie - zaśmiał się lekko chłopak.
Słysząc te słowa na twarzy Diany automatycznie pojawił się grymas. Nie miała jednak czasu na przygotowanie ciętej riposty.
 - Zaraz wracam - rzuciła krótko i zniknęła za barem. Opróżniła dwie szklane butelki, trzymane przez niekontaktującego barmana, wylewając ich zawartość do zlewu. Następnie wsypała do nich przechowywany w małej saszetce proszek i zalała go wrzątkiem. Na kilka minut zniknęła na zapleczu. Gdy wróciła, kolory cieczy w obu butelkach były zupełnie różne.
 - Postanowiłam zwiększyć trochę twoje szanse. - Diana podeszła do Sebastiana. - Mam nadzieję, że się nie obrazisz.
- Jeśli mnie to nie zabije... - zaczął chłopak i przerwał w pół zdania.
 - ...to kiedyś ja to zrobię - zaśmiała się blondynka. - Wybacz, nie mogłam się powstrzymać. - Diana pokazała nastolatkowi język.
 - Chodźmy już - westchnął blondyn, przewracając przy tym oczami i wyszedł z baru przez główne drzwi. Od kilkunastu minut trzymał je ten sam mężczyzna.
 - Że też mu się to nie znudzi - prychnął Sebastian.
 - Musimy się śpieszyć. Zaklęcie nie będzie trwać wiecznie. I wątpię żeby przedstawicieli Sanepidu zachwycił ten widok. - Dziewczyna wskazała na dłonie Maksa. Pokrywały je coraz ciemniejsze włoski.
 - Cholera - syknął jej towarzysz. - To wszystko dzieje się za szybko.
 - Płyniemy na wyspę? - zapytała szybko Diana, powoli zwalniając krok. Zapominając o zadanym przed chwilą pytaniu, odwróciła się i jeszcze raz spojrzała na mężczyznę stojącego w drzwiach baru. Była niemal pewna, że przez moment czuła na sobie jego wzrok. Postanowiła jednak zignorować przeczucie i dobiegła do Sebastiana. Być może w innych okolicznościach sprawdziłaby nieznajomego, ale teraz liczyło się tylko to, by dotrzeć na wyspę przed przemianą Maksa. Poza tym... nikomu nigdy nie udało się świadomie oprzeć jej magii. Nawet własnej siostrze.
 - Pożyczyłem samochód od kumpla. Swój musiałem oddać do przeglądu. - Chłopak wyjął z kieszeni kluczyki.
Dziewczyna była pod wrażeniem. Jednak jej znajomemu zdarzało się myśleć.
 - Pomożesz mi? - zapytał po chwili blondyn, niezdarnie nachylając się do otwartych drzwi samochodu. - No chyba, że jutro ma mieć na czole miniaturkę Mount Everest.
 - Sebastian! - krzyknęła Diana z pretensją w głosie. Podbiegła do czarnego BMW i pomogła koledze zdjąć z pleców swojego chłopaka i wsadzić go do pojazdu. Zamknęła drzwi z jego strony i usiadła obok Maksa, na tylnym siedzeniu auta. Kilka sekund później Sebastian odpalił silnik i ruszyli w drogę, a po przeszło dziesięciu minutach byli na miejscu. Zaparkowali auto na polanie oddalonej o kilkanaście kilometrów od miasta, niedaleko brzegu .
 - Diana... - wyszeptał Maks, kiedy wyciągali go z samochodu.
 - Wszystko będzie dobrze, zaraz będziemy na miejscu - odpowiedziała dziewczyna, jednak chłopak znowu stracił przytomność, a po jego poliku niespodziewanie spłynęła kropla krwi z jednej ze spojówek. Twarz na wpół zalana krwią nie prezentowała się najlepiej. Nastolatka wyciągnęła z kieszeni torby chusteczki. Gdy jedną z nich zaczęła wycierać posokę, do jej oczu napłynęły łzy. - Sebastian, co się z nim dzieje?!
 - Nie mam pojęcia, ok?! Nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Ta przemiana różni się od innych. - Blondyn przerwał na chwilę i znowu zarzucił sobie przyjaciela na plecy. Sebastian też się o niego martwił, ale wolał zachować zimną krew. - Chodźmy już. Nie potrafię przewidzieć, ile czasu dzieli nas od kolejnej fazy przemiany.
 - A z tobą wszystko w porządku? - spytała Diana, gdy przechodzili wąską i gęsto zarośniętą ścieżką prowadzącą do ich łodzi. Ta kwestia nie dawała jej spokoju, bo z reguły chłopcy przemieniali się w tym samym czasie. Nie rozpaczała jednak z tego powodu. Wolała nie myśleć o tym, co by zrobiła, gdyby transformacja Sebastiana nastąpiła równie niespodziewanie.
 - O dziwo tak. Nie mam pojęcia dlaczego. Powinny się już pojawić przynajmniej pierwsze krwotoki. A może to Maks przemienia się za wcześnie? O ile można mówić o przyspieszonej transformacji bez pełni. Nie umiem tego logicznie wytłumaczyć. Oboje wiemy, że jest inny. I nie chodzi mi tu wcale o samą istotę likantropii.
 - Gdyby nie on, nie byłoby cię tu z nami - odparła blondynka, przyglądając się, jak jej znajomy wchodzi na zieloną łódź i opiera Maksa o burtę.
 - Faktycznie. I kto by wtedy niósł twojego ukochanego? - zapytał i szeroko się uśmiechnął, odwracając się przodem do dziewczyny. Prawa połowa jego koszuli była brudna od krwi. - Lepiej wskakuj na pokład i napój swego Romeo magicznym trunkiem.
Diana usiadła obok chłopaka i otworzyła butelkę z ciągle ciepłym fioletowo-czarnym płynem. Przysunęła ją do warg nastolatka.
 - Maks, Maks obudź się. Musisz to wypić. - Półprzytomny chłopak otworzył lekko oczy, chwycił za flaszkę i przechylił ją, by wziąć parę łyków. Przejęta blondynka oparła się o jego ramię i głaskała po torsie. Powtarzała sobie, że wszystko będzie dobrze, jednak mimo wszystko miała złe przeczucia. Nie wiedziała, jak to wszystko się skończy. Nagle zrobiła się bardzo senna i mimowolnie przymknęła oczy. Gdy się ocknęła, Sebastian wyłączał silnik. Dobijali do brzegu. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na twarz Maksa. Krwotoki ustąpiły. Sprawiał teraz wrażenie zwyczajnego, śpiącego nastolatka. Doskonale jednak wiedziała, jak bardzo mylne były te pozory...
 - Diana, tutaj się pożegnamy.
 - Żartujesz?! Nie zostawię go w takim stanie. W końcu tak naprawdę nie wiemy, co się dzieje. - Zdenerwowana dziewczyna zerwała się na równe nogi.
 - Nie mogę cię narażać. A jemu - blondyn kiwnął głową na przyjaciela - nic nie będzie. Patrząc na to, co działo się z nim do tej pory, można przypuszczać, że przemieni się za jakaś godzinę. - Widząc oburzenie koleżanki, dodał cieplejszym, spokojniejszym głosem:
 - Zrozum, na nic się nie przydasz. Przecież i ty i ja wiemy, że nie podniosłabyś na niego ręki. A to co byś zobaczyła, przysporzyłoby ci tylko cierpienia. Nikt ze zwykłych ludzi nie powinien widzieć nas podczas przemiany. A i ty wyczerpałaś swój limit. I tak wątpię, byś po dzisiejszych wrażeniach mogła jeszcze zasnąć. Kluczyki zostawiłem w stacyjce.
 - Chyba zapominasz z kim... - zaczęła Diana, jednak Sebastian przerwał jej w pół zdania.
 - Nie, wręcz przeciwnie. Wiem z kim rozmawiam. Z młodą czarownicą, w dodatku zakochaną w wilkołaku. Jestem tego w pełni świadomy.
Dziewczyna już chciała podać kolejny kontrargument, ale zamknęła usta. Miał rację. Jej obecność przy tym wszystkim była zbyteczna. Resztę musiała zostawić w rękach Sebastiana… Zaraz, czemu tym razem, myśląc o przyjacielu swojego chłopaka, nie przeklinała go w myślach? Czemu nie widziała w nim tego samego faceta, który z reguły już wyglądem wzbudzał w niej wstręt? Diana przyjrzała się uważnie koledze, który od początku znajomości działał jej na nerwy. Nie potrafiła się z nim dogadać, może nawet tego nie chciała, a teraz? Nie umiała oderwać wzroku od Sebastiana, który stojąc po kolana w wodzie, przyciągał łódź do brzegu. Mokre ubranie doskonale podkreślało jego wysportowaną sylwetkę. Diana nie wierzyła, że przez ostatnią godzinę poznała go z zupełnie innej strony, nie spodziewała się nawet kolejnego oblicza Sebastiana. Bo w końcu jak ktoś taki jak on mógł być chociaż o drobinę delikatny, romantyczny? A tu raptem zaczyna w nim dostrzegać jakieś pozytywy. Dlaczego przez ostatnie dwa lata jej się to nie udało? Maks był dla niej ideałem chłopaka, przyjaciela, a Sebastian? Do tej pory pod każdym względem wolała swojego ukochanego. Czy istniała więc możliwość, by nagle zaczęła czuć do starszego kolegi coś innego niż obrzydzenie? I co by się wtedy stało z nią i Maksem? Każdy widział w nich idealną parę, znajomi wspominali o przeznaczeniu zapisanym w gwiazdach, tymczasem na pierwszy plan nieśmiało wybijał się… Nie! Przecież człowiek nie może się zmienić w przeciągu jednej godziny, a tym bardziej nikt nie może rezygnować ze swojego związku z powodu kilku uprzejmości. Związku, nad którym tak ciężko pracował, który tak starannie pielęgnował. Miejsce Diany było u boku Maksa. I może jej stosunek do Sebastiana ulegnie zmianie, ale i tak to z tym pierwszym wiązała plany na przyszłość.
Dziewczyna nagle pomyślała o dość istotnym szczególe i ignorując burzę uczuć, jaka rozpętała się chwilę wcześniej w jej głowie, od razu przedstawiła go Sebastianowi.
 - A co jeśli się dzisiaj nie przemienisz? Może Maks nie przechodzi tego wcale za szybko tylko po prostu jako jedyny z was wszystkich? Sam dopiero co mówiłeś o jego wyjątkowości. Jak więc zamierzasz sobie wtedy z nim poradzić? Będziesz liczył na łut szczęścia? A może aż tak ufasz swojemu przyjacielowi i jego samokontroli?
Chłopak przez dłuższą chwilę milczał. Nie rozpatrzył tej możliwości. Wiedział jednak, że Diana pod żadnym względem nie może z nimi zostać.
 - O mnie się nie martw, coś wymyślę. Zresztą, do tej pory nie zdarzyło mi się, żeby rzucił mi się do gardła - zaśmiał się lekko. Liczył, że przekona to nastolatkę do powrotu do domu. Podniósł leżącą wciąż na pokładzie łodzi butelkę z jego naparem i szybko ją opróżnił.
 - Ech, a róbcie co chcecie! Mam to gdzieś - burknęła i odwróciła się do swojego chłopaka. Odgarnęła włosy z jego spoconego czoła. Przez kilka następnych minut panowała cisza. Diana nie potrafiła pożegnać się z ukochanym, nie umiała zostawić go w takim stanie. Podświadomie bała się tego, że to ich ostatnie spotkanie. Nie - pomyślała, a w głowie wciąż odtwarzała słowa Maksa wypowiadane przed kolejnymi pełniami: "Tylko mi nie mów, że znowu się tym zamartwiasz... Taka moja natura... Ale wszystko będzie dobrze, jak zawsze." Tak, wszystko będzie dobrze. Musi być. Dziewczyna odsunęła się od swojego chłopaka i odwróciła od niego głowę. Sebastian, który tylko czekał na odpowiedni moment, podniósł ciało nieprzytomnego kolegi i wyszedł z nim na brzeg. Delikatnie położył go na porośniętej trawą, suchej ziemi i wrócił do łodzi. Pchnął ją na głębszą wodę i lekko wskoczył na pokład. Dianę zamurowało. Co on robił?! Zamierzał tam zostawić Maksa, a samemu uciec? Taki był jego plan?!
Chłopak odpalił silnik i obrał odpowiedni kurs. Spojrzał na zszokowaną nastolatkę.
 - Ty chyba nie myślisz, że go tu zostawię, prawda? Diana, ja naprawdę nie jestem potworem. - Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się przodem do silnika. - Podejdź na chwilę. Silnik ustawiłem na najmniejsze obroty. Gdy będziesz już przy brzegu, wystarczy, że naciśniesz ten przycisk. - Sebastian wskazał na koniec rękojeści rumpla, po czym jakby nigdy nic... wskoczył do wody. Nie pożegnał się, wydawało mu się to zbędne. W końcu dziewczyna i tak widziała w nim wszystkie najgorsze cechy. Sprawnie przebierając rękoma i nogami, popłynął do przyjaciela.

Dziewczyna patrzyła przez chwilę na odpływającego Sebastiana, a potem usiadła w rogu łodzi, podkuliła kolana i zamknęła oczy. Płakała. W tej chwili myślała tylko o sobie i Maksie. Zaślepiona przez miłość, przeklinała wszystko i wszystkich, którzy mieli jakikolwiek związek z magią. Czemu to spotkało akurat ich? Czym sobie na to zasłużyli? Pretensje miała także do siebie. W końcu tego samego dnia rozmawiała z ukochanym i nie była zachwycona jego pragnieniem „normalności”. Może nawet mu tego zazdrościła? Chłopak naprawdę wolał być zwykłym człowiekiem, bez tych wszystkich problemów, komplikacji i potrafił o tym marzyć. Nie było w tym niczego złego. W końcu to do niej dotarło.
Gdy podniosła głowę, dopływała na miejsce. Kilka minut później stanęła na lądzie. Było dość ciemno. Na niebie pojawiały się już pierwsze gwiazdy, jednak wyjątkowo bez towarzystwa lśniącego księżyca. Niespodziewanie Diana usłyszała dobiegające od strony wyspy głośne wycie wilka. Jednego wilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz