czwartek, 2 sierpnia 2012

Prolog [I]

    
Prolog

W oczekiwaniu na nowy dzień

Proponowany podkład: Ben Howard - Everything


Ciszę zakłócił niewróżący nic dobrego przerywany sygnał. Na korytarzu słychać już było czyjeś kroki , które stopniowo przechodziły w bieg. Chwilę później do jednej z sal wpadł lekarz. W przeciągu sekundy znalazł się przy łóżku pacjentki. Rozpoczął masaż serca. Niedługo potem próg pomieszczenia przekroczyła mająca tego wieczoru dyżur siostra. Widząc bezradnego mężczyznę, podeszła bliżej. Ostrożnie położyła delikatną dłoń na jego ramieniu.
 - Doktorze, obawiam się, że to nic nie da. Jej organizm był wykończony. To musiało się tak skończyć prędzej czy później…
 - Nie! To nie prawda! To nie może być prawda! - lekarz wołał jak oszalały, a do jego oczu zaczęły napływać łzy. - Nie możemy jej stracić! Ona nie może odejść! Nie może mnie opuścić! - krzyczał, nie przerywając tym samym nie przynoszącej żadnych efektów reanimacji.
 - Wiktorze - zwróciła się do niego, tym razem prywatnie, kobieta - ona już odeszła - mówiąc to, delikatnie objęła zrozpaczonego mężczyznę za szyję, próbując go tym samym uspokoić. - Nic na to nie poradzimy.
 - Zamilcz! - popadający w obłęd medyk odepchnął pielęgniarkę. Oczywiście jako lekarz zdawał sobie sprawę z tego, że masaż serca po pewnym czasie przestaje przynosić jakikolwiek efekt. Wiedział o tym, jednak nie chciał się z tym pogodzić. - Jeszcze jest nadzieja! Pamiętasz ostatni wykład profesora Deblera? Mówił, że…
 - Nie, opamiętaj się! Nie ma już żadnej nadziei! Ona nie żyje! Rozumiesz?! Nie żyje! - siostra także zaczęła popadać w rozpacz. Po raz kolejny spróbowała nakłonić lekarza do wysłuchania jej. Druga próba okazała się być skuteczniejszą od poprzedniej. Mężczyzna odwrócił się i mocno przytulił znajomą. Całkowicie puściły mu nerwy. Jego twarz była zalana łzami.
 - Co… co ja mam… teraz… robić? Zo... zostałem sam. C... co ja mam teraz robić? - bredził, będąc w szoku.
 - Przecież nie jesteś sam. Wiktorze, masz jeszcze syna.
 - Artur? O nie, Saro, co ja mu powiem?! Był tak bardzo zżyty z matką.
 - Nie myśl teraz o tym. Zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży. Spójrz na mnie - powiedziała kojącym głosem. Gdy oczy obojga spotkały się, kobieta kontynuowała.
 - Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. Nieważne w jakiej sprawie, zawsze ci pomogę. Nigdy o tym nie zapomnij. Proszę - ostatnie słowa niemal wyszeptała. Wspięła się na palcach, by dosięgnąć twarzy lekarza i ustami musnęła jego wilgotne wargi. Mężczyzna, na początku nie rozumiejąc co się dzieje, odwzajemnił pocałunek. Dopiero po chwili odzyskał pełną świadomość i natychmiast odsunął od siebie pielęgniarkę. Nie wierzył w to, co przed chwilą miało miejsce. On, od siedemnastu lat wzorowy, troszczący się o ukochaną mąż - dopuścił się zdrady! Dlaczego? Czemu to zrobił? Czy nie było mu z żoną dobrze? Co prawda odkąd wykryto u niej białaczkę nie spędzali już ze sobą tyle czasu co dawniej. Miejsce długich spacerów i romantycznych kolacji, którym towarzyszyło wiele rozmów, a także wspólne powitania słońca o świcie, zajęły krótkie przechadzki po szpitalnym korytarzu i proste dialogi na temat stanu zdrowia pacjentki. Rzadko znajdywali czas na dłuższą konwersację. Alicja większą część dnia przesypiała. Była osłabiona, organizm potrzebował niemalże ciągłego odpoczynku. A on od tygodni przyglądał się, jak żona stopniowo gaśnie, jak słynny uśmiech przestaje widnieć na jej twarzy, jak zanika jej wyjątkowe poczucie humoru. Teraz, w kilka minut po śmierci małżonki, całował się ze znajomą z pracy.
 - Wiktorze, przepraszam. Nie chcę, żebyś źle to odebrał. Ja po prostu…
 - Błagam! Nic nie mów. Nie zniosę tego.
 - Ale Wiktorze, ja cię kocham. I nie chcę żebyś cierpiał.
 - Czy ty nic nie rozumiesz?! Przed chwilą umarła moja żona, a ja się z tobą całuję! I to nad jej ciałem! Czemu mi to robisz?!
 - Wiem, to moja wina. Nie powinnam stawiać cię w tak niezręcznej sytuacji, ale zrozum, chciałabym móc ci jakoś ulżyć. Chciałabym móc cię jakoś pocieszyć.
 - Pocieszyć… - mężczyzna pod nosem powtórzył ostatnie słowo wypowiedziane przez przyjaciółkę. Odwrócił się do niej tyłem. Podszedł do łóżka zmarłej żony i usiadł na stojącym obok niego obitym szarym materiałem krześle. Widząc to, pielęgniarka udała się w kierunku wyjścia. Rozumiała, że chciał spędzić z ukochaną ostatnią noc i wszystko przemyśleć. Zanim zniknęła za drzwiami, wyszeptała „przepraszam”. Lekarz opuścił głowę. Nie miał już siły. Dzisiejszej nocy wydarzyło się zbyt wiele. Śmierć Alicji, ujawnienie uczuć Sary... To wszystko działo się za szybko. Czemu to musiało spotkać akurat jego? Jeszcze trzy lata temu wiódł spokojne życie jako powszechnie znany i szanowany doktor z żoną i synem. Czy nie mogło tak pozostać? Choroba matki Artura wywróciła ich życie do góry nogami.
 - Więc to nasze pożegnanie, kochana? - wyszeptał lekarz, obejmując tracącą dawne ciepło dłoń. Trzymając ją tak przy swej twarzy, czekał na zbliżający się wschód słońca. Był to bowiem ostatni raz, kiedy mogli wspólnie powitać „nowy dzień”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz