Prolog
W oczekiwaniu na nowy dzień
Proponowany podkład: Ben Howard - Everything
Ciszę zakłócił niewróżący nic dobrego
przerywany sygnał. Na korytarzu słychać już było czyjeś kroki , które stopniowo
przechodziły w bieg. Chwilę później do jednej z sal wpadł lekarz. W przeciągu
sekundy znalazł się przy łóżku pacjentki. Rozpoczął masaż serca. Niedługo potem
próg pomieszczenia przekroczyła mająca tego wieczoru dyżur siostra. Widząc
bezradnego mężczyznę, podeszła bliżej. Ostrożnie położyła delikatną dłoń na
jego ramieniu.
-
Doktorze, obawiam się, że to nic nie da. Jej organizm był wykończony. To
musiało się tak skończyć prędzej czy później…
- Nie!
To nie prawda! To nie może być prawda! - lekarz wołał jak oszalały, a do jego
oczu zaczęły napływać łzy. - Nie możemy jej stracić! Ona nie może odejść! Nie
może mnie opuścić! - krzyczał, nie przerywając tym samym nie przynoszącej
żadnych efektów reanimacji.
-
Wiktorze - zwróciła się do niego, tym razem prywatnie, kobieta - ona już
odeszła - mówiąc to, delikatnie objęła zrozpaczonego mężczyznę za szyję,
próbując go tym samym uspokoić. - Nic na to nie poradzimy.
-
Zamilcz! - popadający w obłęd medyk odepchnął pielęgniarkę. Oczywiście jako
lekarz zdawał sobie sprawę z tego, że masaż serca po pewnym czasie przestaje
przynosić jakikolwiek efekt. Wiedział o tym, jednak nie chciał się z tym
pogodzić. - Jeszcze jest nadzieja! Pamiętasz ostatni wykład profesora Deblera?
Mówił, że…
- Nie,
opamiętaj się! Nie ma już żadnej nadziei! Ona nie żyje! Rozumiesz?! Nie żyje! -
siostra także zaczęła popadać w rozpacz. Po raz kolejny spróbowała nakłonić
lekarza do wysłuchania jej. Druga próba okazała się być skuteczniejszą od
poprzedniej. Mężczyzna odwrócił się i mocno przytulił znajomą. Całkowicie
puściły mu nerwy. Jego twarz była zalana łzami.
- Co…
co ja mam… teraz… robić? Zo... zostałem sam. C... co ja mam teraz robić? -
bredził, będąc w szoku.
-
Przecież nie jesteś sam. Wiktorze, masz jeszcze syna.
-
Artur? O nie, Saro, co ja mu powiem?! Był tak bardzo zżyty z matką.
- Nie
myśl teraz o tym. Zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży. Spójrz na mnie -
powiedziała kojącym głosem. Gdy oczy obojga spotkały się, kobieta kontynuowała.
-
Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. Nieważne w jakiej sprawie, zawsze ci
pomogę. Nigdy o tym nie zapomnij. Proszę - ostatnie słowa niemal wyszeptała.
Wspięła się na palcach, by dosięgnąć twarzy lekarza i ustami musnęła jego
wilgotne wargi. Mężczyzna, na początku nie rozumiejąc co się dzieje,
odwzajemnił pocałunek. Dopiero po chwili odzyskał pełną świadomość i
natychmiast odsunął od siebie pielęgniarkę. Nie wierzył w to, co przed chwilą
miało miejsce. On, od siedemnastu lat wzorowy, troszczący się o ukochaną mąż -
dopuścił się zdrady! Dlaczego? Czemu to zrobił? Czy nie było mu z żoną dobrze?
Co prawda odkąd wykryto u niej białaczkę nie spędzali już ze sobą tyle czasu co
dawniej. Miejsce długich spacerów i romantycznych kolacji, którym towarzyszyło
wiele rozmów, a także wspólne powitania słońca o świcie, zajęły krótkie
przechadzki po szpitalnym korytarzu i proste dialogi na temat stanu zdrowia
pacjentki. Rzadko znajdywali czas na dłuższą konwersację. Alicja większą część
dnia przesypiała. Była osłabiona, organizm potrzebował niemalże ciągłego odpoczynku.
A on od tygodni przyglądał się, jak żona stopniowo gaśnie, jak słynny uśmiech
przestaje widnieć na jej twarzy, jak zanika jej wyjątkowe poczucie humoru.
Teraz, w kilka minut po śmierci małżonki, całował się ze znajomą z pracy.
- Wiktorze, przepraszam. Nie chcę, żebyś źle
to odebrał. Ja po prostu…
- Błagam! Nic nie mów. Nie zniosę tego.
- Ale Wiktorze, ja cię kocham. I nie chcę
żebyś cierpiał.
- Czy ty nic nie rozumiesz?! Przed chwilą
umarła moja żona, a ja się z tobą całuję! I to nad jej ciałem! Czemu mi to
robisz?!
- Wiem, to moja wina. Nie powinnam stawiać cię
w tak niezręcznej sytuacji, ale zrozum, chciałabym móc ci jakoś ulżyć.
Chciałabym móc cię jakoś pocieszyć.
-
Pocieszyć… - mężczyzna pod nosem powtórzył ostatnie słowo wypowiedziane przez
przyjaciółkę. Odwrócił się do niej tyłem. Podszedł do łóżka zmarłej żony i
usiadł na stojącym obok niego obitym szarym materiałem krześle. Widząc to,
pielęgniarka udała się w kierunku wyjścia. Rozumiała, że chciał spędzić z
ukochaną ostatnią noc i wszystko przemyśleć. Zanim zniknęła za drzwiami,
wyszeptała „przepraszam”. Lekarz opuścił głowę. Nie miał już siły. Dzisiejszej
nocy wydarzyło się zbyt wiele. Śmierć Alicji, ujawnienie uczuć Sary... To
wszystko działo się za szybko. Czemu to musiało spotkać akurat jego? Jeszcze
trzy lata temu wiódł spokojne życie jako powszechnie znany i szanowany doktor z
żoną i synem. Czy nie mogło tak pozostać? Choroba matki Artura wywróciła ich
życie do góry nogami.
- Więc to nasze pożegnanie, kochana? -
wyszeptał lekarz, obejmując tracącą dawne ciepło dłoń. Trzymając ją tak przy
swej twarzy, czekał na zbliżający się wschód słońca. Był to bowiem ostatni raz,
kiedy mogli wspólnie powitać „nowy dzień”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz